pobudke dzis zaliczylismy o 5 rano, w recepcji staruszek spal pod moskitiera i musielismy go bidaka obudzic zeby otworzyl kraty i nas wypuscil, na zewnatrz czekal juz nasz sternik, za ktorym pobieglismy do portu i mala lodeczka poplynelismy na plywajacy targ, niby glowna atrakcje delty mekongu. fajnie bylo poogladac ludzi handlujacych ananasami i czym sie tylko da. najfajniejsze jest to, ze to ich sposob na zycie, a lodz jest zarazem domem, miejscem pracy i srodkiem lokomocji. w hamakach bujaja sie dzieci a malzonkowie zajmuja sie biznesem.fajnie, ale jak to mowi roman
'dupy z wrazenia nie urywa', ja mialam migrene i walczylam z pawiem, ale w sumie pare fotek fajnych mamy.
o 11 minibusem pognalismy do nadmorskiej miejscowosci rach gia (taka ustka troche), oddalonej w linii prostej jakies 65km od can tho, ale z braku drog jedzie sie 3h i jest to trasa ok 120km.
uwaga: podroz busem mozna przezyc calo i bez aviomarinu pod jednym warunkiem: patrzec daleko przed siebie i myslec o piaszczystych plazach, w strone ktorych sie jedzie. tak jak w przypadku skuterow-kierowcow nie obowiazuja ty zadne reguly oprocz takiej : patrz przed siebie i jedz, a tych za soba miej w dupie' i do tej reguly zastosowal sie nasz kierowca. wyprzedzanie na trzeciego na przeciwleglym pasie ruchu miedzy skuterami, kurami, dziecmi idacymi poboczem, wszystko przy wietnamskim disco polo rock'n rollu. dalismy rade:) mamus, nie dalabys rady ze strachu, cen tate bo jezdzi najspokojniej na swiecie:))))
chyba bylismy pionierami w rach gii dzis bo dopiero teraz, popoludniu pojawily sie tu inne biale twarze i robimy za przewodnikow:)
tymczasem jestemy juz po obiedzie u jakiejs babci, ktorej kuzyn obok naszego stolika prowadzil zaklad krawiecki. wrabalismy omlet z kielkami i krewetami, babeczke rybna , sajgonke z miesem i cos w rodzaju cieniutkich pomaranczowych frytek, jakby z marchewki, z krewetkami.
ja wypilam mleko sojowe- tutejszy przysmak, pija z lodem w czasie upalow. roman dostal cos na ksztalty mleka z tatarakiem pachnacym jak krowi placek i nie wie jak sie nazywa.
na targu widzielimy owoce, kaczki i kawal miesa z rogiem i okiem na drugim koncu. mniam!
jutro o 8.30 lecimy speedboatem (2.30h) na wyspe phu quoc, gdzie mamy zamiar sie wyluzowac i odpoczac od miejskiego gwaru przez jakies 3-4 dni.