dzien 1
jesli ktos nie pusci pawia podczas wycieczki speedboatem na ta wyspe (buja jak cholera) to ma jeszcze szanse podczas jazdy mini busem po piaszczystych wyspiarskich drogach, pelnych dziur, wyrwisk i kamieni.
troche nas dzis wytrzeslo.
ale warto bylo!
jazda busem na drugi koniec wyspy w sumie nie byla potrzebna bo najbardziej oddalony od miasta resort okazal sie byc raczej zatechlym miejscem prowadzonym przez niemca alkoholika, domki zapyziale, plaza mala i zero szans na wydostanie sie stamtad.a w zwiazku z tym ceny zaporowe, jak na te warunki.
wiec wrocilismy do siedliska wszystkich resortow wzdluz malowniczej long beach i zatrzymalismy sie w przepieknym domu z bali tuz przy plazy, prowadzonym przez francuza i jego wietnamska zone.lazienka z kamienia, bez okien, z bamusami zagladajacymi pod prysznic.pokoj ogromny drewniany z pieknym lozkiem z moskitiera i makatami na scianach, okna bez szyb i piekny taras. nasz domek jest trzeci od plazy, czym blizej tym drozej oczywiscie.z plazu idzie sie do niego kamiennymi plytami, przy ktoruch stoi piekna bania do plukania nog, dalej idzie sie boso.
francuz powiedzial nam ze prowadzi to miejesce od miesiaca dopiero, wczesniej byl tu jakis jeden zapyzialy dom-wczesniejsza stajnia. sprowadzono wiec stare domy z glebi kraju tak jak to sie u nas robi z goralskimi chatami, pieknie je w srodku zrobili i juz. to miejsce za chwile stanie sie nie do zabukowania, wystartuje strona www i te 7 pokoi bedzie zajetych non stop. ale mamy szczescie!
moze cieple, palmy kokosowe pochylaja sie nad turystami, na plazy malo ludzi,lansuszek resortow z wlasnymi knajpkami, na jednej z nich spotkalismy polakow z naszego samolotu do wietnamu...
juz po zachodzie slonca dokola swierszcze graja i ptaki jakies chyba, cudnie, lecimy na zarcie
n (juz lekka !) i r
ps. ciekawostka- na phu quoc zyje endemiczna odmiana psow, podobnych do dingo, kiedys dzikich, potem wystresowanych do polowan,zeby maja ostre jak sztylety- szarpia zywnosc a nie gryza, a na grzbiecie siersc rosnie im w przeciwna strone czyli od ogona do lba, psy wlocza sie po plazy, wyleguja pod kokosami i jedza seafood pod pobliskimi knajpami, zyc nie umierac:)
dzien 2
uwaga, rano wypozyczylismy skuter i pojechalismy zwiedzac wyspe, a dokladniej jej poludniowa czesc. jak sie okazalo jakies 100 m za naszym resotretm koncza sie wszystkie inne bialasowe enklawy i czerwona, ceglasta droga jedzie sie przez stepy z palmami gdzieniegdzie i widokiem na turkusowe morze z kutrami rybackimi. co chwile mijalismy jakas chatke z blachy falistej i workow na smieci (to tutaj standard), przed ktora lezal rozleniowiony piesek rasy wspomnianej wyzej.
po minieciu jakiej rybackiej wiekszej miejscowosci (tak tak wlaczenie sie do ruchu wterenie zabudownym bylo nie lada wyczynem,szczegolnie ze np wyjezdzajacy z bocznych drog na glowna robia to bez zadnego migacza i ogladania sie za siebie) trafilismy wreszcie na niebianska plaze po wschodniej stronie wyspy, gdzie piasek byl bialy, morze zburzone i zadnych hoteli, nic, tylko jedna prowizoryczna knajpka z hamakami porozwieszanymi miedzy bambusami i kilkoma turystami, ktorzy tak jak my dotarli tu na skuterze. bosko!!!!
jazda przez srodek wyspy tez byla kolorowa- mijalismy szkoly, sklepy, budowy itd...w koncu trafilismy do miejsca gdzie bija ponoc gorace zrodla. po zaplaceniu buletu (sir madam + motorbike= 3000vrd czyli jakies o.30$) ruszylismy skalista sciezka w gore w zdluz potoku, troche jak w tatrach, tylko cykady graly tak jakby czajnik gwizdal na gazie non stop. wykapalismy sie pod wodospadem (woda w temp pokojowej czyli jak na gorski potok niezle) i wrocilismy do domu na zachod slonca.
wieczor znowu w towarzystwie polakow, odkrylismy juz nawet wspolnych znajomych w polsce, swiat jest maly.
z kulinariow: pilismy sok wyciskany z palmy cukrowej i jedlismy zupe,ktara gotuje sie samemu z podanych na blasze skladnikow: owocow morza, kapusty i noodli.
dzis ruszamy na polnoc wyspy.jest tak fajnie ze postanowislismy zostac tu jeszcze 2 noce a potem..kambodza, ktora stad widac bo to z wyspy jakies 15km ale z powodu przejsc granicznych musimy jechac troche naokolo