co to byla za podroz. w strugach deszczu opuscilismy hoi an o 18.00 aby nastepnego dnia o 10.00 byc juz w miejscowosci surferskiej mui ne.
autobus super fajny, 3 rzedy i 2 pietra rozkladanych foteli, klima na maksa i wietnamskie telenowele w TV.
glowna droga krajowa to jeden wielki zlom, wiec czasami jechal;ismy 10km/h.czasami stawal;ismy zeby pomoc innemu autobusowi w naprawie usterki i tak naprawde troche nie wiedzielismy co sie dzieje.
ale widoki za oknem nam to wynagradzaly- a to pola ryzowe albo uprawy dragon fruita (ten rozowy postzrepiony owoc), a to osady rybackie nad blekitnym morzem, a to gory w wielkimi wodospadami.
tak bylo pieknie ze w sumie specjalnie nie zauwazylismy ze autobus spoznil sie jakies 5 h :))) czyli typowo, zgodnie z popularnym haslem wietnamskim 'same same but different'
no ale najwazniejasze ze udalo nam sie wyjechac poza obszar obfitych deszczy.wjechalismy w zupelnie inna strefe klimatyczna.
wieczorem delektowalismy sie juz mosrkimi specjalami w mui ne. mamy piekny pokoik, obok basen a 10m dalej plaza.cudo!
to stricte turystyczna miejscowosc, bardzo popularna wsrod rosjan, wszystkie szyldy sa w 2 jezykach. i chociaz na ulicy troche ludzi to plaze puste, knajpy tez w sumie, nikt nie zbiera muszelek i nikt nie wealczy o parasole.
troche sie dzis wygrzalismy i wyplywalismy. jutro czesc druga leniuchowania a pojutrze rano spadamy do sajgony, prosto na samolot.
sciskamy
n i r